Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 02.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i gdy przychodził do wspólnego stołu, cieszyli się nim wszyscy, tak odmłodniał.
Widząc to już nawet stara Leszczakowska nic nie miała przeciwko wyprawie, bo ona Bajbuzę znowu na nogi postawiła. Szczypior też krzątał się śpiewając.
Wydatki były znaczne, bo wielu rzemieślników zdaleka i za drogie pieniądze sprowadzić było potrzeba, ale też zapasy znaczne miał dom stary, które tylko z kurzu otrzeć, oczyścić było potrzeba, rzemień poprawić lub przyprawić.
Okazało się przytem, że bardzo stare zbroje, z doskonałej stali i roboty wybornej, dla wagi swej przydatnemi być nie mogły. Czy to, że się ludzie teraz mniejszymi i słabszymi rodzili lub wojowania sposób był inny, a no dawnych zbroi użyć było trudno. Karwasze stare, bechtery, platy tak były ogromne, że i dwa kaftany pod nie podłożywszy, jeszcze w nich żołnierzowi za przestronno było. Płatnerze więc mieli co czynić, a dla pośpiechu wiele gotowego oręża sprowadził Bajbuza, na koszta się nie oglądając.
Zapisał w dzienniku swój wielki smutek rotmistrz z powodu, iż Wołyń z ceł na Wołyniu nawet na potrzebę publiczną nic ustąpić nie chciał, ale Bajbuza wkrótce potem już tu nie był i na żadne postanowienia wpływać nie mógł, bo zaledwie ludzi swych ściągnął, uzbroił i opatrzył, z wielkim pośpiechem udał się do hetmana,