Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 02.djvu/077

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

opiekuna rozumu nauczy. Przypisywał on jemu i jego intrygom zniechęcenie żony dla siebie a nawet ucieczkę jej z domu.
Postąpił sobie Szczypior płocho plotki te powtarzając rotmistrzowi, którego znał, iż on sobie najmniejszego zarzutu czynić nie dopuszczał. Powtarzał on to nieustannie: Imię moje bez skazy wziąłem i takiem je po sobie pozostawię!
O pogróżkach i obwinieniu posłyszawszy, uniósł się straszliwie Bajbuza.
— Cóż to ten włoch sobie myśli — krzyknął. — Powinien przecież wiedzieć, że ja się nikogo w świecie nie lękam, a zamiast czekać na niego aby on mnie szukał, sam go znajdę i zmuszę odszczekiwać potwarz niecną.
Do mnie ona nie przystanie, ale biednej kobiecie przykrość uczyni.
Uśmierzał go Szczypior dowodząc, że wszyscy znali Spytka z jego lekkomyślnych przechwałek, a na paplanie jego nikt uwagi nie zwracał, i nie godziło się mu nadawać większą wagę, podnosząc i biorąc do serca; ale rotmistrz uspokoić się nie mógł nawet tem zapewnieniem, że królowa Anna, która o wszystkiem wiedziała, Spytka do siebie przypuszczać zabroniła i tłumaczyć się mu nie dała.
Znano go ze spraw dawnych.
Dał więc i Bajbuza nateraz pokój pogoni za oszczercą, odkładając rozprawę z nim do pierw-