Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 02.djvu/076

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Chorąży pewien był, że jak za Batorego, wielka wrzawa skończy się na niczem, rozwieje, a przy władzy zostanie zwycięztwo. Powtarzał on co niegdyś głosił Zamojski, iż polskie piwo zwykło się bardzo burzyć w początkach, ale wprędce siłę traci.
Samo to małżeństwo króla, zawarte wbrew powszechnemu wstrętowi, dowodzić się zdawało, że na opór szlachty wcale Zygmunt zważać nie myśli. I jak szlachty butę przypisywano Zamojskiemu, tak królewską samowolę Radziwiłłom.
— Cóż hetman na to wszystko? — pytał niespokojnie Bajbuza.
— Powiadają, że nie ustąpi i na przyszłym sejmie ma króla pozywać do tłumaczenia, żądając inkwizycyi i dochodzenia prawdy zarzutów, jakie mu czyni. Dowiadywał się też, kto z senatorów popiera hetmana, kto z nim idzie, na jaką siłę on rachuje, ale Szczypior mało o tem wiedział, w ogóle dość sobie lekceważąc groźby, i powtarzając co u dworu mówiono, że się hetmana nie obawiają, a władzę jego ograniczyć nawet potrafią.
Naostatek, gdy się już ten przedmiot wyczerpał, chorąży wziął na stronę rotmistrza i dodał pocichu co go doszło o Spytku. Ten jakoby, dowiedziawszy się, iż Bajbuza żonie jego w pomoc przyszedł, bronił jej, dzierżawę dla niej skupił, głośno się miał odgrażać, iż nieproszonego