Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 02.djvu/025

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

okaz, ale w Polsce one dziwnemi się wydawały, bo u nas poszanowanie uczuć człowiekowi najdroższych było takie, że ich przed publiką nie obrażano.
Spytek nie na męża, ale raczej na cavaliere starającego się wyglądał. Ona ciągle się rumieniąc, skłopotana, zmięszana przyjmowała te objawy, tak dalece, iż prostoduszny Szczypior mówił potem.
— Chyba on to dla ludzi tylko takim się okazuje czułym, bo ona to przyjmuje jakby się zuchwałemu kłamstwu dziwiła.
Śmiał się z tego Bajbuza, lecz instynkt Szczypiora pono nie zawiódł. Spytek o swych majętnościach, dobrach, dostatkach i zamku starym mówił też nadto wiele, a ludzie służebni, gdy wracali do Nadstyrza rozpowiadali, że we dworze wcale dostatków i zamożności widać nie było.
Rotmistrz przykro był uderzony tem, iż na twarzy księżnej Teresy szczęścia, którego się spodziewała, nie wyczytał. Stosunek ze Spytkiem zresztą trwał krótko, bo on tu nie bawił długo. Wypuścił majętność żony dzierżawą, przyczem sobie dopożyczyć kazał parę tysięcy, i raz jeszcze odwiedziwszy Nadstyrze, nagle potem z żoną zniknął.
Z tego, co nowy opowiadał dzierżawca, wnosić było można, że ów pan rozległych włości,