Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 02.djvu/024

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wkrótce potem, Spytek sam zjawił się z odwiedzinami w Nadstyrzu, politycznie bardzo dziękując rotmistrzowi za okazywaną niegdy, teraźniejszej żonie jego, sasiedzką życzliwość i opiekę.
To, co Rabski o nim mówił, całkowicie się sprawdziło. Spytek był, acz nie młody, mężczyzna piękny jeszcze bardzo, w obejściu się więcej włoch niż polski szlachcic, wymówny nietylko we własnym, ale w pięciu czy sześciu obcych językach, prawdziwy Kortedzianin. Chodził nawet ubrany z włoska lub hiszpańska, twierdząc, iż polski strój i golona głowa niewygodną była.
Podobał się rotmistrzowi, bo się może o to starał, lecz Bajbuza uczuł i otwarcie potem oświadczył, że w tem wszystkiem, co tak pięknie mówił, wiary nie miał. Lekko, płocho, a nadto względnie dla drugich, odzywał się o wszystkiem.
Rzecz oczewista, iż Bajbuzie natychmiast należało odwiedzić tego sąsiada, a rad był księżnę zobaczyć. Pojechali więc ze Szczypiorem oba.
Tłumaczył się Spytek, iż będąc gościem sam, przyjmować ich nie mógł jakby pragnął.
Wyszła księżna… Bajbuza ją znalazł smutnie zmienioną, bladą i choć się siliła na to, aby szczęśliwą okazała, wszystko mówiło, iż nią nie była.
Mąż okazywał dla niej miłość i względy, jakie może we Włoszech nie raziły, wychodząc na