Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 01.djvu/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wam chętnie dała najlepsze komnaty i daleko wygodniejsze pomieszczenie! Mam do was żal wielki.
— Ależ się nie godziło, choćby rannemu — rzekł rotmistrz — najeżdżać dom wdowi i odstraszać waszych przyjaciół.
— Ja lepszych od was i droższych mi nie mam! — grzecznie odstrzeliła wdowa. — I tak poczęła się wesoła rozmowa, która bawiła rotmistrza samą lekkością swoją, ale do niej nie przywiązywał wagi. Zdawało mu się bowiem, iż zadość grzeczności uczyniwszy piękna Ewunia, odwiedziwszy mężowskiego przyjaciela, łatwo i prędko o nim zapomni.
Tymczasem stało się inaczej; trzeciego dnia potem pukała Borzkowska znowu do drzwi i ze Szczypiorem się kłóciła, że jej do Bajbuzy puszczać nie chciał.
— Ale bo waszmość, z przeproszeniem, gbur jesteś — wołała na głos tak, aby ją rotmistrz z trzeciej izby mógł posłyszeć — jakże można niewieście wzbraniać wnijścia. Ja jestem dawną znajomą Bajbuzy, mąż mój był jego przyjacielem. Chcę go nawiedzać i pielęgnować w chorobie, a nie dać mu się nudzić.
Tak znowu szturmem wziąwszy komnatę Bajbuzy, weszła już jakby do domu, zajęła miejsce, a po przywitaniu jak z rogu obfitości zaczęła sypać wiadomościami, gdyż stosunki mając nader