Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 01.djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Lubiła też, aby przed nią padano. Mężczyzni, a więcej jeszcze zazdrośnice kobiety, zwały ją płochą; ona ruszeniem ramion na to odpowiadała. Z ludzkich złośliwych oszczerstw żartowała, lekceważąc je.
Oprócz piękności twarzy, miała Ewunia głos piękny i muzykalne wykształcenie, które podobno sławnemu Diomedesowi Katonowi, muzykowi podskarbiego Kostki, lubownika wielkiego kunsztu tego, zawdzięczała. A i na dowcipie jej nie zbywało.
Tak to czarodziejkę jednego poranka wprowadził Szczypior do pokoju, w którym rotmistrz przyodziany siedział nad włoską księgą, świeżo mu z księgarni Marangoniego przyniesioną.
Bibliopola ten naówczas zaopatrywał uczony świat i miłośników ksiąg w Krakowie we wszystkie europejskie nowości, których liczba niewielką była. U niego też zaopatrywali się w polemiczne rozprawy zarówno katolicy jak dyssydenci.
Chociaż lat kilka upłynęło od czasu, gdy piękną Ewunię widział rotmistrz, tak mało była zmienioną, tak nieśmiertelnie wydawała się młodą, iż poznał ją odrazu.
Weszła… cała jakby obłokiem woni owiana.
— Rotmistrzu, ukarz mi swych przyjaciół i służbę — zawołała. — Nie chcieli mnie puścić i byli tak dzicy i okrutni, że się i prośbie i uśmiechom, któremi ich przekupić chciałam, oparli.