Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 01.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łościwym paniom gdy która się przy krosnach igłą zakole. Niema się co wiele troszczyć… ale palce zawiązać potrzeba.
Uśmiechnęła się królowa.
— Rotmistrz — dodał chorąży — musi o to dbać, aby ranę wygoił, bo elekcya za pasem, a tam może na nową się przygotować nam potrzeba. Chce być zdrów, aby na koń siąść i panu hetmanowi lub wojewodzie ruskiemu stanąć do boku.
Królowa podniosła oczy do góry.
— Bóg nas uchowa od rozlewu krwi — rzekła — i elekcya się odbędzie spokojnie. Może ja to po kobiecemu sądzę, ale mi się zdaje, że im większe siły z obu stron się gotują, tem pewniej walki nie rozpoczną, boćby brat przeciw bratu stawać musiał.
Księżna podchwyciła żywo.
— A! wymodlemy u Boga, że nas od tej największej klęski uchroni.
Na tem się skończyła rozmowa, a Szczypior pożegnawszy się, chciał już wynijść, gdy go na bok odwołała księżna.
— Pozdrówcie rotmistrza odemnie — rzekła śmiejąc się — i powiedźcie mu, że radabym mu za eskortę podziękowała. Niechże prędko zdrów będzie.
To mówiąc i zarumieniwszy się jak dziewe-