Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 01.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czka, skłoniła się chorążemu i pośpieszyła za królową.
Nazajutrz sekretarz królowej przybył z zapytaniem, jak ma skrypt, który ona wydać chciała na pożyczone pieniądze, ułożyć. Bajbuza go spoił, nakarmił i odesłał z odpowiedzią.
— Powiedz waszmość królowej, żem ja nie żyd, ani lichwiarz, pieniądze rad daję, a jej zostawiam obmyślenie, jak i co napisać zechce. Mnie to obojętne, spokojny jestem.
Jak gdyby przy lepszej myśli i sił przybyło Bajbuzie, od tej chwili cudownie się krzepił a rana goiła na podziw, co Buccella swoim smarowaniom i maściom przypisywał i chwalił się z nich przed królową. A że na myśli wojnę z Simoniusem miał ciągle, nie wstrzymał się od dodatku.
— Radbym, ażeby ten nieuk, ten szalbierz, ranę był widział i kości, które z niej wychodziły, i jakem gojenie prowadził, a rękę znowu tak uczynię silną jak była!
Kto wie, kość nowa może jeszcze twardsza będzie niż pokruszona.
Próba wkładania sukni poszła szczęśliwie i ręka też podwięzywania nie potrzebowała, a że Bajbuzie bardzo pilno było znowu na koń siąść, lice ująć, i przygotować się do elekcyjnych niewczasów, nie słuchając więc już lekarza, sam sobie dał swobodę zupełną i naprzód jej użył,