Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 01.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cellą, który więcej o nabywaniu dóbr i robieniu majątku myśli niż o chorych.
— Mylisz się, jeszcze więcej myśli o pogrzebieniu Simoniusa i biją się na trumnie króla nieboszczyka gęsiemi piórami aż strach.
Ale do rzeczy. Jutro jedziesz do Nadstyrza. Najlepszych ludzi, konie, wozy weź z sobą; ruszaj bez zwłoki i przywoź mi dwadzieścia tysięcy.
— Ależ to majątek! — zawołał Szczypior — cóż ty z tem zrobisz?
— Prosta rzecz, pożyczę królowej — dodał Bajbuza — a że i nasza kasa dla tej choroby mojej doktorami i apteką wyczerpana, kilka tysięcy i nam się przyda.
Pieniądze leżą.
Szczypior słuchał zdumiony.
— Drzwi do piwnicy pod podłogą sypialnej izby — mówił dalej rotmistrz — pokaże ci Sawka stary. Znijdziesz po wschodach, a oto masz klucz, który ci pierwsze drzwi otworzy. W prawo od nich jak ręką sięgnąć, w murze cegła jest ruchoma, a w komórce za nią kluczy reszta, która drugie zamki ci odemknie.
W piwnicy, znowu na prawo skrzynia z workami, każdy z nich po tysiącu złotem.
Sawka ci pomoże wynieść do skrzyni podróżnej, włożycie ją na wóz, okryjecie workami i skórą, wiu! ha!… i napowrót tu do mnie!