Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 01.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A tu mi trzeba dla królowej JMci dwadzieścia tysięcy przywieźć i to nie zwlekając!
Klucza, oprócz ciebie, nikomu nie mogę zwierzyć — dodał rotmistrz, powoli z szyi zdejmując na łańcuszku zawieszony, który podniósł do góry.
— Jedź bracie do Nadstyrza i przywieź ten nieszczęsny nervus rerum, bez którego na świecie nic.
Szczypior wąsa zakąsywał, co miał we zwyczaju, gdy był w trudnym razie. Z żołnierzem, z ludźmi, choćby z najrozszalańszą hałastrą do czynienia mieć, nie obawiał się; na nieprzyjaciela skoczyć, choćby przemagającego, gotów był zawsze, ale od gospodarowania około pieniędzy wymawiał się i obawiał go.
— Już ty mnie — odezwał się mrukliwie do rotmistrza — użyj kędy i jak chcesz, wiesz, że się nie wzdrygnę, pójdę, ale z pieniędzmi ja się nawet obchodzić nie umiem.
Ręce walają…
— Do twoich brud ich nie przystanie — odparł rotmistrz śmiejąc się. — Zresztą, dla samej dogodności w przewiezieniu talerami nie dam, ino złotem, a to rzecz czysta.
Szczypior posmutniał.
— No, i ty tu chory, sam, z tym, z pozwoleniem, smarkatym Kalińskim pozostaniesz i z Buc-