Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 01.djvu/039

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Należyć się choć to zadośćuczynienie ostatniej z Jagiellonek — mówiła gospodyni — tej biednej królowej, którą za życia rodziców w kąt zasuwano, za życia brata na uboczu trzymano, po wyborze Henryka osadzono na koszu, a ze Stefanem połączono tylko dla ceremonii. Słyszałam i wiedzą wszyscy, że kocha Zymusia jak syna, że sobie wizerunki jego posyłać każe. Na jej może intencyę po polsku go uczono. Pobożnym być ma i statecznym, młodym jest, do kraju się przywiąże, bierzcie go!
— Jam gotów! — zawołał rotmistrz — a za przyjaciela Szczypiora ręczę, że tak głosować będzie, jak mu księżna każe.
Zarumieniła się wdowa mocno.
— Tak, chorąży wedle mego życzenia, a wy, rotmistrzu? przeciwko memu życzeniu? — poczęła żartobliwie.
— Ja nie wiem — rzekł spokojnie rotmistrz — ale za to ręczę, że przeciwników jeśli się poważą nam chcieć gwałt zadać, będziemy tłukli nie patrząc, czy trafimy na ślepotę Czarnkowskiego, czy na niecnotę rakuszan.
Tak cały ten czas odwiedzin upłynął na bardzo ożywionej rozmowie i goście odjeżdżać mieli, gdy ich jejmość wstrzymała na wieczerzę, ale Bajbuza zostać nie mógł. Spodziewał się Wąsowicza w domu.
Na żart poklękali prosząc o błogosławieństwo,