Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 01.djvu/036

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— O! ho! — przerwał Szczypior — to mi dopiero niewiasta, kiedy wy to o niej mówicie.
— Rychło i wy to powtórzycie za mną — rzekł rotmistrz — odziejże się szykownie, sanki zajdą i pojedziemy.
Szczypior był ciekawy, bo nigdy nic o księżnie nie słyszał.
— Stara, młoda? — spytał.
— Młoda i piękna — rzekł Bajbuza — ale mogłaby być starą i brzydką, a trzeba przed nią bić czołem.
— Aż mi strach! — rozśmiał się Szczypior — alem ciekawy.
Parę mil od Nadstyrza było do Nadługów księżnej. Szczypior nie chciał wierzyć, że do rezydencyi księżnej zajeżdżali, gdy sanki ich przez wysoką, starą, krytą bramę wtoczyły się na dziedziniec i przed prosty dwór szlachecki, około którego cicho było i mało ludzi się kręciło.
Stary sługa w wyszarzanej sukni długiej ciemno-burakowego koloru przywitał ich w progu i zaraz do izby wielkiej wprowadził, gdzie zastali księżnę nad krosnami, której młode dziewczę z książki coś czytało. Mieszkanie było skromne, ale wyszukanej czystości i woniejące świeżością jakąś.
Księżna Teresa wstała uradowana na powitanie sąsiada, który jej przyjaciela przedstawiał.