Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 01.djvu/035

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przyjaciół hetmana i dyssydentów, którzy go za głowę i wodza swego liczyli.
Na pierwszą wieść o zgonie Batorego ruszyło wszystko, co żelazna jego ręka dotąd w pozornym pokoju trzymała, żywioły niespokojne i burzliwe podniosły się gwałtownie. Oprócz Górki, stary, schorzały arcybiskup gnieźnieński Karnkowski jawnie brał stronę przeciwników hetmana, do którego nawet list wysłał, radząc mu, aby się nie pokazywał na sejmie. Szło o sprawę Zborowskich, którzy nie zważając na to, iż prawo sejmowi konwokacyjnemu o niczem więcej stanowić nie dopuszczało oprócz terminu elekcyi, chcieli co najprędzej zrzucić z siebie wywołanie i wrócić do praw, jakie im odjął wyrok Batorego.
Nie zważając na to, czy Zamojski na sejm przybyć zechce lub nie, Bajbuza gotował się stanąć przy Żółkiewskim, lub połączyć z tym obozem, który stronę Zamojskiego miał trzymać.
Ludzie już się ściągnęli do Nadstyrza, a Iwaś niecierpliwił słysząc o tem, co się działo na świecie, gdy on tu siedział z założonemi rękami, aż jednego dnia zawołał na Szczypiora.
— Chorąży? jadę księżnę Teresę, sąsiadkę moją łaskawą pożegnać; nie uchodzi, abym cię z sobą nie wziął. Zobaczysz taką kobietę, powiadam ci taką, jakiej drugiej ani ze świecą, ani z pochodnią nie znaleźć.