Przejdź do zawartości

Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom III.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Konrad wezwał brata dnia tego na poufną naradę.
Leszek otwierał mu całe serce swoje.
— Zwołajmy się wszyscy, — rzekł, — jako ojciec nasz do Łęczycy zgromadził książąt, duchowieństwo i rycerstwo — postanówmy pokój! utwierdźmy zgodę.
— Z tą myślą i ja przybywam, — odparł Konrad — bo i ja potrzebuję pokoju abym całe siły, wspólnie z Krzyżakami mógł na pogan pruskich obrócić.
Nie ociągajcie się. — Po drodze byłem we Wrocławiu, książe Henryk przybyć obiecuje, Laskonogi musi stanąć.
— A Odonicz i Światopełk? — zapytał Leszek — wszak i ci we dwu opierać się nie mogą...
— I nie będą — rzekł Konrad. — Odonicz jest znużony wojowaniem, Światopełk...
Tu przerwał.
— Z tem najtrudniej, rzekł Leszek, — więcej mu się chce niż należy...
— Przeciwko wszystkim nie pójdzie! — odparł Konrad.
— Poprzemy wasze pragnienie zgody i pokoju, — odezwał się Biskup Iwo..., — ojciec nasz Gnieźnieński, wiem to zjedzie aby przewodniczyć naradom... Pasterze wszyscy pospieszą za nim!! Rycerstwo przedniejsze wezwać