Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom III.djvu/097

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lecz trochę się uspokoił nie widząc już Mszczuja w izbie i u stołu.
Że on był, zdawało mu się niewątpliwem. Przygoda na Białej Górze była w części znaną stryjowi Konradowi, choć o dziewczętach porwanych krzyżak nie wiedział. Obie one skryte zostały na Burgu Lambach, u matki Hansa, a Gero musiał się stawić do stryja... Znając go, nie śmiał wspomnieć nawet o napadzie i porwaniu.
Ucieczkę z Białej Góry i obronę w lesie od pogoni, opowiadał Geron Konradowi, i Mszczuja ujrzawszy, wybrał chwilę by mu szepnąć, że na dworze księcia spostrzegł tego, którego porąbali.
— To nic — rzekł zimno krzyżak — nie śmieją się do nas uwiązać.
Nie znasz go...
— A jeźli wyzwie mnie? — spytał Gero.
— I ty się mnie pytasz co masz czynić, gdy rycerz rycerza wyzwie na rękę? — odparł stryj szydersko.
Gero zamilkł.
Krzyżak przejęty wielkiem znaczeniem zakonu swojego, lekceważył sprawę — któż mógł śmieć tknąć jednego człeka ze dworu brata niemieckiego domu szpitala Maryi Panny?
Sęczek wybiegł z komory i choć oczy jego bystre nie potrzebowały potwierdzenia tego, co raz widziały, wkradł się do jadalni, aby Geronowi przypatrzeć. On był! nie miał już wątpli-