Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom III.djvu/098

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    wości. Nie wrócił jednak do pana — aby gniewu jego nie rozżarzać.
    Uczta przeciągała się długo... Opowiadano o poganach pruskich, o wyprawie na nich, o budowaniu zamków dla zakonu nad Wisłą, o pokonaniu dziczy, którego Konrad był pewnym.
    Ucztowanie coraz gwarniejsze, do którego Leszek gościnnie zachęcał — aż do nocy przetrwało. Gospody dla Konrada książęcia i towarzyszów jego naznaczono w domostwach na Wawelu. Późno już zaprowadzono gości na spoczynek.
    W osobnej komorze Konrad von Landsberg miał posłanie z bratankiem. Nie zapomniano im postawić na noc „schlaftrunku“ do którego niemcy byli nawykli, choć przy stole napoju im nie żałowano. Konrad przybył do komory dobrej myśli, po trosze się naigrywając z prostoty dworu, z niepoczesnego zamczyska, z obyczajów polskich, które barbarzyńskiemi nazywał.
    Gero wtórował mu nieśmiało, mając na myśli owego starca i oczy jakiemi on go zmierzył przy spotkaniu.
    Kładli się już, gdy zastukano do drzwi.
    Jeden z knechtów wywoływał Gerona mówiąc, iż ze dworu urzędnik potrzebował widzieć go.
    — Niech tu wnijdzie! — odparł Konrad.
    Geronowi obawę okazać nie zdało się godném rycerza. Miecz tylko co odpasany ująwszy w rękę wyszedł natychmiast.