Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom III.djvu/019

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tu twarz jeszcze uczyniwszy poważniejszą, jak gdyby zbierał się powiedzieć coś największej wagi, odezwał się tonem nauczającym.
— Nie jest to bezprzykładnem, że gdzie zachodzi interwencja siły nieczystej, djabelskiej, tam ludzie w powietrzu się unoszą, jak wiedźmy o północy... Szatan ma potęgę ogromną a swoich wybranych, tych co mu w postaci kozła wiadomą cześć oddają, opatruje w skrzydła, czyni niewidocznemi... przemienia ich w zwierzęta. Tylko krzyż w takim razie użyty może złamać tę szatańską moc...
Mówiąc to, wskazał na okno i zakończył.
— Niech mi tu nie mówi nikt, aby to człowiek miał dokonać...
Herman wpatrując się, ramionom i piersi dyszącej gniewem spoczywać nie dał. Jemu najwięcej żal było tej ofiary, która mu się z rąk wyśliznęła.
Postawszy sędzia, podsędzia i ich pomocnik, odeszli zwolna, a kolej przyszła na Jaksę, który z pochmurnem czołem rozpatrywał wszystko i klął siły nieczyste.
— A z tąż niewiastą którą on był uwiódł co się stało? — zapytał Nikosza.
— Same cuda! — mruknął otyły — człowiek tu nic nie rozumie. Przyznała się sama, że ona go nie on ją namawiał, że miała strach i wstręt od klasztoru, tymczasem gdy księżna przybyła