Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom II.djvu/071

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tuż i inna gawiedź zamkowa zbierać się zaczęła... Lecz z Jaszka, jakby się wysilił na tych słów kilka dobyć już nic nie było podobna. Musiano go jak nieżywego wziąć na ręce i zanieść do komory we wrotach, gdzie go rzeźwić i poić zaczęli ludzie, aby mógł coś więcej powiedzieć...
Na grodzie popłoch się stał straszny, jak gdyby już zwycięzkie tłumy Prusaków nań ciągnęły. Zamykano wrota, obwoływały się straże...; ludzie biegali jak oszaleli.
Jaszko nierychło mógł rozpowiedzieć co widział — bitwa miała trwać zajadła niemal dzień cały. Cudów męztwa dokazywali, jak opowiadał, on i Krzyżacy, lecz siła napastników była przemagająca, niezliczona, i w końcu pokonała... Knechci niemieccy paść mieli wszyscy, Konrad i Otto, okryci ranami, zgnieceni zostali na pobojowisku — resztki Mazurów rozproszyły się po lasach...
Z opowiadania Jaksy wyrozumieć jednak dawało się że Prusacy też ponieśli straty wielkie, i dalej w kraj na pustoszenie go posuwać się już pewnie nie będą śmieli.
Gdy dano znać księżnie o tem, sama zbiegła do wrót, aby z ust Jaksy posłyszeć straszną wiadomość, załamała ręce, zaczęła płakać i zawodzić.
Ostatnia nadzieja jaką pokładano w rycerzach niemieckich zawiodła, sam zakon straciwszy naj-