Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom I.djvu/126

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    wszystko chce posiąść.[1] i wydrzeć drugiemu? — zapytał Biskup.
    — Przypomnijcie sobie — odezwał się Leszek łagodnie, — ową wyprawę Henryka Wrocławskiego na mnie, gdy on też chciał mi odebrać Kraków, chciał wydzierać i z wojskiem stał nad Dłubnią. — Krew się już lać miała, przecież pobożny, święty Henryk mój, usłuchał rady, dał się przekonać, zażegnaliście tę burzę... i uścisnęliśmy się jak bracia, zamiast wojować jak wrogi.
    — Rzekliście — odparł Biskup — Henryk był pobożnym i świętym, dlatego słów zgody usłuchał, a Plwacz nim nie jest... a Światopełk zdrajca, wie że zgody z nim być nie może!!
    Usłyszawszy to zachmurzył się Leszek i usta mu się ścięły.
    — Radźcie więc wy — zawołał z rozpaczą jakąś — jam ślepy i nieudolny — radźcie!
    — Ani ślepi, ani nieudolni nie jesteście — przerwał Biskup do uścisku ręce podnosząc — ale dobrzy do zbytku, a oną dobroć znając źli z niej korzystają!!
    Znowu się rozmowa przerwała, wszyscy spoglądali na Leszka, który mimo łagodności, nie ustępował ze swych przekonań...

    — Radźcie, — rzekł z rozrzewnieniem jakiemś powolnie książe — ja wam tylko jedno przypomnę, że oto, dzięki opiece Bożej, ja z mą ślepotą i nieudolnością gdym już wydziedziczonym

    1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; zbędna kropka lub następny wyraz (spójnik i) winien być wielką literą.