Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom I.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

był przez Laskonogiego, panuję, gdym przez Henryka wypędzonym być miał — siedzę na stolicy mojej. — Dzieckiem wyganiał mnie nieboszczyk stryj tylekroć, Opatrzność mi zwracała co on wydzierał — i oto w spokoju i błogosławieństwie rządzę i panuję... Opatrzności też tej tak zawierzam, iż gdybym wrogami otoczonym być miał, nie zlęknę się — i w spokoju losu mojego oczekiwać będę.
— Jeżeli tak — odparł zwolna Iwo powstając — cóż my czynić mamy? Ja tej ufności w bezpieczeństwo nie dzielę, choć Opatrzności wierzę... My nad wami czuwać musiemy!
Leszek jakby się ciężaru zbył, zbliżył się do Biskupa prędko i rękę jego ucałował.
— Radźcie, — rzekł — czyńcie co uznacie słusznem, ja się zastosuję do światłej rady waszej...
W tejże chwili zwrócił się do Marka Wojewody...
— Miły mój — tarcz tych ciężkich, obładowujących zbytnio żołnierzy naszych, czasby zaniechać. — Nie wiem czym wam pokazywał niemieckie nowe, jak przedziwnie lekkie są.
To mówiąc książe zwrócił się do rzędem wiszących na ścianie szczytów. Marek Wojewoda ruszył ramionami...
Biskup powstał z siedzenia...
— Mówicie o zbroi — ja zaś muszę do spraw moich...