Przejdź do zawartości

Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom I.djvu/072

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tylko serc.. Gorzej bracie że wam proboszcz chorzeje i do służby nie ma nikogo? Cóż? pewnie stary jest? Trzebaby mu pomocnika młodszego?
Mszczuj zamilkł nie chcąc odpowiadać. — Biskup zwrócił się do dziewcząt, które szły za niemi i pochwalił je iż modliły się pięknie, a dziwić począł iż tak były podobne do siebie. To je rozradowało, bo dumne były i szczęśliwe z tego cudu co je przybrał w jedno ciało... a dał im serce jedno.
Znowu weszli oba do tej izby w której Waligóra przyjmował brata wczoraj — a tu już zastawiony był ranny posiłek na stole i polewka gorąca w misach czekała.
Dziewczęta doprowadziwszy gościa do progu, cofnęły się. Zostali sami. Mszczuj posługiwał Biskupowi, który po wczorajszym poście wcale się nie czuł ani osłabionym ni głodnym.
Inna troska go zajmowała.
— Myślałeś com ci mówił wczoraj? — zapytał ks. Iwo. — Ja, nie mogąc więcej, modliłem się aby cię Duch święty natchnął...
Spojrzał nań, na twarzy Waligóry, wczoraj jeszcze jakby burzą wewnętrzną miotanej i niespokojnej, dziś widać było niepewność, zwątpienie, słowem jednem, wahanie się, które wróżyło że się opierać nie powinien.
Poznał to Biskup łacno...
— Otwartym bądź ze mną, — rzekł, — choć-