Przejdź do zawartości

Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom I.djvu/035

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Więc bądź co bądź — rzekł Otto — naszemu księciu Konradowi najlepsza gwiazda świeci, bo ten słyszę, serce ma kamienne a ręce żelazne... Życie ludzkie mu za muchę nie stoi... Z duchownemi też jak go słuchają dobry, jak się ostro stawią, — nie patrzy czy łysina na łbie — i...
— Daj pokój naszemu — odezwał się Konrad — przecieżeśmy to jego lennicy i bronić go powinniśmy.
— Jako, lennicy? — oparł się Otto, — nie lennem nam prawem ziemię dają ale dziedzicznem... Mistrz nasz Herman jest książęciem Cesarstwa i my nikomu lenna ani pokłonu nie winniśmy krom Cesarza!!
Konrad zamilkł chwilę, potrząsając głową...
Kubki nalane na nowo, wychylano...