Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stare dzieje.pdf/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

twierdzony przez Heroldją, że wszyscy co do nogi dostaniecie alkiermesu, ty, syn, synowa, córka, parobcy... dziewczęta... i nikogo nie minie.

(PROKOP kłania się, wciąż drwiąco i powoli drapiąc się w głowę wychodzi w głąb przez sztachety.)

SCENA III.
BARTŁOMIEJ (sam).

A teraz do roboty, panie Jaczeńko, niechaj sąd zjeżdża, niech opisują, niech sprzedają, ty kupuj! Hrabia niech sobie daje rady jak chce, nasze panowanie się zaczyna... Tak! Innéj wódki jak słodką kminkówkę odtąd pić nie chcę, precz z siwuchą... Sprawię sobie u Mordka frak granatowy, kupię kapelusz i rękawiczki, laskę... Może nawet wypadnie wąsy ogolić a podbródek zapuścić na przypadek gdyby przyszło przywdziać mundur obywatelski.
Chce hrabia z nami się skolligować? dobrze! nie? drugie dobrze, mospaneńku... Żeby jeszcze ten Boleś miał choć troszynę rozsądku, ale go po francuzku nauczyli, a sensu nie mogli! Ot teraz z tą Oleną... tfu! wlazł mi nie w porę... a mówiłem zawsze moralność! moralność, mospaneńku... otoż jak posłuchał, rozpustnik jakiś!

(Zobaczywszy z dala nadchodzącego hrabiego, Bartłomiej powoli przybiera mimowolnie coraz pokorniejszą postać.)