Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stare dzieje.pdf/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się na mojego syna, na krew szlachecką! To kryminał, to świętokradztwo!

PROKOP
(z udanym strachem, łamiąc ręce).

Co? uderzył, broń Boże!

BARTŁOMIEJ (jąkając się).

Nie uderzył — nie, mospaneńku... ale... trzymał kij w ręku!

PROKOP (zawsze z udanym strachem).

Przecie nie trącił?

BARTŁOMIEJ.

Nie! nie! nie! Alboż to nie dosyć, że trzymając kij, patrzał się na niego? To kryminał! Wy go ukrywacie tego zbrodniarza, drugi kryminał! Wszyscy ufacie w hrabiego, a on tu już od dziś dnia nie pan, ja tu pan! Słyszycie! syn mój panicz! a co pan i panicz rozkazują, święte jest! rozumiesz!

PROKOP (kłaniając się).

Rozumiem!

BARTŁOMIEJ (ułagodzony).

Rozwiązać go! Idź mi zaraz i żebyś natychmiast Olenę i Iwasia wyszukał; a nie, to ci się klnę, mospaneńku, na moje szlachectwo, jakem po-