Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stare dzieje.pdf/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kiem i bolesnem wydać mogło, co nas zbawić może, coby ci oszczędziło cierpienia. Chyba zwątpiłeś już i o mnie?

HRABIA (na stronie).

Nic nie wie, nie domyśla się nawet!

(głośno)

Posłuchajże i rozśmiej się ze mną, bo to chyba śmiéchu warte, ośmielił się — rękę swojego syna i dziedzica ofiarować tobie....

AMELJA (obojętnie).

Trochę śmiesznie w istocie, ale ten pan Bolesław... Są na świecie i gorsze od tego małżeństwa!

HRABIA (żywo).

Jak to? nie widzisz monstrualności téj myśli, która mnie dobiła? On śmiał!!...

(cofa się gwałtownie)
AMELJA (łagodnie).

Sam przecie, kochany ojcze, mówiłeś nam tyle razy o tych przesądach, których się pozbyć potrzeba....

HRABIA.

Ty to nazywasz przesądem! Ale ja nie pochodzeniem i ubóstwem, nie imieniem i rodem, ja człowiekiem się brzydzę... Nie możesz mi odjąć tego