Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/250

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A zrobiłeś ty choć jedno z tego coś obiecywał?
— Głową muru nie przebić — przerwał Bobrek — bezemnieby gorzej szło. Czem tu było co zrobić? Takiemi ludźmi bez głów jak ci, co Semka popierali? Kiedy w Krakowie wszystek rozum polski siedział, a w Wielkopolsce wszystka polska buta...
Siedzący na ławie ramionami trząsł, i szeroką dłonią plasnął się po nodze.
— Mówić już niema o czem... A co się z Wilhelmem dzieje?
— Kto go wie? — rzekł Bieniasz — mówią, że jeszcze tu jest, a głupią nadzieję ma, że królowa coś potrafi, choć w ostatniej godzinie... Co? jak? Pilnują jej jak oka w głowie... A on się tuła ścigany, z kąta w kąt. Krył się u Morszteina, po tem na Czarnej Wsi, w Łobzowie... Prawią że gdy go raz szukali, nieboraczątko na bancie w dymniku siedział, że się sadzami umazał cały...
— Gniewosz go zdradził — zawołał Bobrek. — Gdyby nie on!! Tegoby powiesić bez sądu.
— I wszystko zabrał — a były skarby wielkie — dodał Bieniasz wzdychając...
— Gniewosz jak Gniewosz — mruknął siedzący — królowa go zdradziła. Gdyby nie chciała Jagiełły, coby panowie poczęli!
— A jak mogła się oprzeć — rzekł Bobrek —