Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wszyscy biskupi i duchowni umawiali, prosili, błagali, a modlili póty, że musiała się zgodzić.
Nie dawali biednej spoczynku...
Po krótkiem milczeniu, z ławy odezwał się bezębny, bardzo cicho.
— Jeszcze my na Opolczyka trochę rachujemy, człek skryty i zawzięty. Spodziewa się, że teraz gdy wszyscy sądzą się bezpiecznemi, zamek może opanować; a ma garstkę jakąś za sobą, kto wie?
— Śni się jemu i wam — krzyknął Bobrek... Nigdy tego nie dokaże... Mają oni oko na niego...
— Nie ręczyć za nic — szepnął bezzębny... A z Semkiem co się dzieje??
Bobrek pogardliwie usta skrzywił.
— Ten już syt — będzie miał, mówią, siostrę Jagiełłową, dziewkę młodą i piękną, dadzą mu wiano za nią Kujawy, albo inną ziemię. Czego ma więcej pragnąć??
Zaśmiał się klecha.
— Jam tam koło niego i jego kanclerza się kręcił, wiem wszystko, a człowieka po dziś dzień nie rozumiem. Korony mu się chciało gorąco i odechciało rychło... Do Krakowa przybywszy, w królowej się daremnie miłował. Zrobili z nim co chcieli. Teraz na Jagiełłę czeka, a potem z żonką do Płocka i wszystko skończone.
— Przecie rycerskiego ducha miał? — zapytał bezzębny.