Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Więc, miłościwa pani, byłabyś za tem, aby przeszłość puszczając w niepamięć — rzekł Jaśko — starać się zbliżyć do niego?
— Wy lepiej wiecie pewnie, jak to uczynić potrzeba — odezwała się królowa — lecz dla czegóżby mój pokrewny, choć daleki, polski książe, nie miał być na zamku przyjętym?
Pan z Tęczyna pomyślał trochę.
— Onby sam o to powinien prosić królowę — rzekł.
— A jeśli lęka się odmowy i upokorzenia, nie godziż się, by silniejsza, bo królowa, mu ich oszczędziła?
Wyrazy te tak się pięknemi i szlachetną myślą natchnionemi wydały Jaśkowi, iż ręce złożył, z uwielbieniem dla tej co je wyrzekła.
— A! tyś była na królowę stworzona! — zawołał w uniesieniu, żywy rumieniec skromności wywołując na jej twarzyczkę.
— Tak — rzekł po krótkim namyśle — poślę do niego kogoś, co mu oznajmi o tem, że miłościwie będzie przyjęty...
Po krótkiej rozmowie o kilku osobach, które królowej dla złożenia hołdu przyprowadzić chciano, odszedł Tęczyński z Radlicą.
Lecz nie dalej jak w przedsieni zwrócił się do biskupa.
— Słyszeliście — rzekł. — W tej pani jest szczególna łaska Boża, dająca jej rozum nad