Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gdy jej Opatrzność przeznaczała stanąć u steru wielkiego krolestwa i rozstrzygać o losach jego.
Wzrok jej sięgał głębiej i myśl szła dalej, niż Jaśko przewidywał.
Zwyczajem swym począł od zapytania, coby jej mogło najmilszą sprawić rozrywkę.
Królowa zapłoniła się, uśmiechnęła.
— Bawię się ciągle — rzekła — dla urozmaicenia dajcie mi co robić? Naznaczcie pracę jaką?
— Cóż? chyba szycie dla kościoła? odparł Jaśko. Jeżeli w. miłość rozkażecie, pan Dymitr ze skarbca wyda miarę pereł, choćby taką — jaką owies dla koni zwykli mierzyć... Jeżeli ich w skarbcu nie stanie, my dosypiemy ile będzie potrzeba.
Podziękowała Jadwiga. Biskup stał z boku zadumany, może o jakiem elektuarium lub cudownej driakwi. Po chwili królowa spytała Jaśka, czy i on wiedział o pobycie w Krakowie księcia Mazowieckiego.
— Tak jest, zaprawdę, wiem i ja — że się on tu znajduje — odparł Jaśko — i domyślam się, że jużci tu z wojną nie przybył, tylko z pokojem. Nie wypada nam jednak szukać go pierwszym, jak gdybyśmy my więcej niż on pożądali spokoju tego.
— A! pokój i bezpieczeństwo dla ludzi, tak wielką jest rzeczą — odezwała się Jadwiga — że się schylić po nie wahać się można.