Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/056

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zmuszony do posiłkowania Bartoszowi, musiał już wydać rozkazy. Ludzie się rozbiegli ściągać oddziały przygotowane, a na zamku tłumno było i gwarno, że się przecisnąć ledwie mógł, kto z miasteczka przychodził.
Na to potrzeba było zręczności, gibkości i wprawy Bobrka, który wszędzie i zawsze wcisnąć się umiał, nawet tam, gdzie już dla nikogo miejsca nie było. Właśnie w chwili, gdy ludzie z Semkiem powracający, z końmi do szop ciągnęli, klecha, powracający z miasteczka, znalazł się we wrotach, jednem wejrzeniem rozpoznał, co się tu działo, i zamiast do izby kanclerza, dokąd był powinien, rączo się ku stajniom posunął.
Podróż księcia, której celu dotąd się nie mógł dobadać, była dla niego teraz zadaniem najważniejszem do rozwiązania. W czasie niebytności jego tropił po wszystkich kątach, szukając o niej wiadomości jakiejś, skazówki najmniejszej, ale nic zdobyć nie mógł.
Najszacowniejszem źródłem dla wyciągnienia czegoś, zdawała mu się bliższa znajomość, zawiązana z Błachową i Uliną. Stara była bardzo pobożna, wziął ją na lep wielce skutecznych modlitw i zaklęć, przeciw wszelkim sprawom złego ducha, których umiejętnością się szczycił. Przy niej przybierał tak skruszoną i namaszczoną postawę, tak miodowemi do niej przemawiał sło-