Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/277

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Rozbudzony po długiem uśpieniu instynkt pierwotnego człowieka, jakim był Kaukis, wychowany i wykołysany szumem tych lasów, przychodził w pomoc podróżnym.
Wiżunas, który się naśmiewał z niego i w Płocku miał się za daleko rozumniejszego, tu zmalał i musiał przed sobą dać pierwszeństwo Kaukisowi.
Mały ów człeczek na niewielkim krępym koniku, na którym siedział jakby doń przyrósł, jechał ciągle przodem, wciągał w siebie powietrze nozdrzami, rozglądał się, stawał, i pokazywał wszystkim drogę. Był jej tak pewnym, że z sobą się sprzeczać nie dawał. Wiżunas parę razy przeciwił mu się, lecz odszedł zmyty i upokorzony. Inni też podróżni, księcia nie wyjmując, patrzali nań z podziwieniem, nie mogąc pojąć, jak ów głuptaszek, którego w Płocku potrącano, wyszydzano jak bydlę, w lesie najrozumniejszym był ze wszystkich.
Semko tak był przejęty szaloną wyprawą swoją, której czuł niezmierną ważność, że w myślach zatopiony jechał milczący, rzadko bratu Antoniuszowi przerywając jego modlitwy.
Kilkakroć jednak, porywający się prawie z pod nóg zwierz, myśliwca zapalczywego, jakiemi wówczas wszyscy byli, skusił do pogoni i rzucenia oszczepu lub strzały.
Sam jednak Semko pomiarkował wprędce, iż