Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/278

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dla zabawki marnej, czasu się nie godziło poświęcać, bo ten był drogi. Zakazano wszystkim puszczać się za zwierzem, i sam książe dawał mu uchodzić bezkarnie.
Lasy, które przebywaii, tak były zwierzem przepełnione, szczególniej w oddalonych od osad uroczyskach i ostępach, iż pokilkakroć, w dzień przemykały się przed niemi łosie, żubry, kozły, całe stada świń dzikich, a nocami trzeba się było z końmi dobrze od wilków pilnować.
Czeladź książęca ubiła niedźwiedzia i rysiów parę, na noclegi zwierzyny nie brakło. Lecz Semko coraz niecierpliwszy, szczególniej po przebyciu Niemna, nie oglądał się już na zwierza, aby nie miał pokusy.
Kilkodniowy ten pochód, prawie bez widoku wsi i ludzi, które Kaukis omijać się starał, znużył w końcu wszystkich, oprócz cierpliwego ojca Antoniusza.
Ten najwytrzymalszym był na wszystko, od dawna zahartowany głodem i chłodem, znosił oboje tak obojętnie, zawsze jedną twarzą i humorem, że młodsi podziwiać go musieli.
Smiałością też wielką przechodził swoich towarzyszów, chociaż za jedyny oręż miał paciórki, a na ustach modlitwę.
Semko czuł się już złamanym, gdy na starcu nie widać było najmniejszego znużenia. Kaukis, równie wytrzymały jak on, zrozumiał to, przy-