Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/249

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Chciwym nie jest — rzekł — próżności też w nim nie widać zbytniej, ale w księgach się miłuje i pobożny bardzo...
— No, ksiąg mu nie damy! — rozśmiał się Czolner — za kosztowny to dar, ale relikwie przyjmie pewnie z wdzięcznością.
— Droższe to niż księgi! — wykrzyknął wzdychając Bobrek który, jak wszyscy niezmierną do relikwij przywiązywał cenę.
Uśmieszek niedostrzeżony przesunął się po bladych ustach Czolnera.
— Idź — dodał — nie ociągaj się z podróżą. Niech Bóg prowadzi.
Dał mu jeszcze rękę do pocałowania i Bobrek spiesznie się wysunął. Rad był z siebie i powierzonego mu posłannictwa, które się dobrze z charakterem jego i naturą zgadzało.
Podsłuchać, podpatrzeć, odgadnąć, wykryć coś zatajonego, sprawiało mu taką przyjemność jak jamnikom dokopać się w jamie lisa lub borsuka.
Dniało zaledwie, gdy niepostrzeżony klecha, wiodąc za uzdę konia wysunął się z zamku na miasteczko, a ztamtąd puścił do Torunia.
Gdy Semko, milczący i chmurny przez drogę, wrócił do Płocka, a kanclerz z radością znalazł się znowu w swojej izbie, z księgami, do których nawykł, w zacisznym kątku, najmilszym dla niego, zdziwił się nieco widząc tu znowu zja-