Przejdź do zawartości

Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/077

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do Polski. Nieprawda? A wy, matuś, na co to mu serce psujecie? Dlaczego on nie ma królem być, dwa i trzy wielkie posiąść królestwa, jak w bajce? Na złotym tronie siedzieć, na złotych misach jeść! Albo to on tego nie wart? Albo on nie rycerz? nie mężny? tchórze się tylko do jam chowają i w nich siedzą!
Matka ręce załamała.
— Co pleciesz, pleciuchu? — zawołała — bój się Boga...
— Bogabym się bała, gdybym mojemu księciu a rycerzowi mówiła inaczej — odparła Ulina. — Za piecem mu nie siedzieć, kądzieli mu nie prząść.
Niechaj idzie królestwa zdobywać, toć jego rzemiosło...
Słuchającemu Semkowi źrenice połyskiwały. Spojrzał na starą, która wylękła palce wyłamywała, aż w stawach trzaskały.
A Ulina śmiała się, przybierając coraz zuchowatszą postawę.
— Co tobie sroczka naplotła, ja nie wiem — poczęła Błachowa — ale ty sama paplesz jak sroka. Nieboszczyk stary pan dobry rozum miał, całe życie siedział spokojnie, i kraju mu przyrosło, a co się oderwało, to wróciło. Z Polakami w zgodzie żył, z Litwą się nie kłócił, z Niemcami się nie zadzierał, a synom zostawił na czem panować.
Ulina się uśmiechała słuchając.
— Wy go starym pamiętacie, ale i on mło-