Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/076

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

człowiek w wodę się rzuci, musi tyczką spróbować czy głęboka.
Błachowa dała znak potakujący, gdy usłyszawszy szmer, odwróciła się.
Zasłona była podniesiona i Ulinka wchodziła śmiało, z tą twarzą swą zawsze smutną, niemal zuchwałą i groźną, z jaką Semka spotykała, dopóki się nie rozjaśniła od jego spojrzenia.
Ubiór jej wieśniaczy, stanik bramowany złotem, sznury paciorek, kosy wstęgami przeplatane, koszula szyta bogato i wykwintnie, buciki z noskami okutemi, cały strój czynił ją bardzo powabną. Nie była to piękność delikatna i powietrzna, ale silnie rozwinięta i jakby do boju zbudowana. Może starszą się wydawała nad wiek swój, lecz piękną i mężną niewiastą.
Mimo twarzy bladej, czuć było w niej naturę krzepką, rękę tylko miała małą i nadto pieszczoną.
Jak matkę tak ją zdobiły różne klejnoty, chociaż Ulinka mniej ich nosiła. Semko wnijściu jej nie zdziwił się wcale. Spojrzał ku niej wesoło i uśmiechnął się. Dziewczę przystąpiło tak blisko, iż rękę wyciągnąwszy, mogła go pogłaskać po głowie.
Matka to na nią, to na niego spoglądała.
— Wiem ja, wszystko wiem! — odezwała się Ulinka. — Sroczka mi wyśpiewała, próżno się nie tajcie przedemną. Naszego księcia chcą na króla