Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom II.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ucztowano dzień cały.
Zaręba poszukał chleba, zjadł trochę i spał. Ale sen to był gorączkowy, przerywany i niespokojny. Spoglądał ku okienku na pół trawami zarosłemu i domyślił się, że noc nadchodziła.
Wrzawa rosła jeszcze, sen go odbiegł. Przed nim na ziemię światełko słabe padało na słomę, nagle i ten ostatni promyczek zniknął.
Zaręba głowę podniósł do góry — okno czemś było zaparte. Cichy głos dał się słyszeć, po którym poznał wiernego Nałęcza.
Wstał co żywiej, aby się zbliżyć ku niemu, ale wyprostowawszy się i ręce wyciągnąwszy jeszcze od okna był daleko. Otwór znajdował się w szyi, która ze sklepienia wychodziła.
— Michno! — wołano z góry.
— Jestem tu!... Przekup stróżów... Odarli mnie.. marznę... Próbuj co można, bo żywym ztąd nie puszczą.
— Straż u drzwi mocna.. ludziom zagrożono.
— Póki wesele trwa, póty życia mego.. Ratuj Pawłek.. bo zginąć przyjdzie!
Nałęcz coś szepnął, w otworze znowu błysło światełko — odszedł.
Na trzeci dzień po wzięciu Zaręby, Kasztelan dopiero oznajmił Przemysławowi, że niepoczciwego Michna ujęto i trzymano w ciemnicy.
Książe odparł krótko:
— Zdrajca jawny.. sprawić mu na co zasłużył.