Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom II.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ryksaż to była czy widmo z grobu wstające Lukierdy?
Ten sam wiek, ten sam włos złoty, też oczy, taż twarz, nawet dziwnem losu zrządzeniem, miała na sobie suknie, przepaskę, klejnoty jakby też same, w których Lukierda chodziła...
Ona to była, zmartwychwstała, ale z innym twarzy wyrazem. Mimo trwogi, która ją na chwilę bladością okryła, nie było w niej owej dziewiczej a dziecięcej nieśmiałości tamtej, która umarła — ale jakaś duma i pewność siebie królewska, — coś szyderskiego, figlarnego. —
Była to Lukierda, ale nie płacząca i słaba — mocna i śmiała.
Nadzwyczajne podobieństwo, które uderzyło tak księcia, iż przemówić, ni powitać jej nie mógł, aż ochłonąwszy z podziwu — również innych zdumiewało.
Był w tem jakby palec Boży, przebaczenie czy groźba??
Królewna wyuczoną była słów kilku niemieckich, które śmiejąc się sama i śmiech starając stłumić, wymówiła śmiało. Przemysław nie słyszał, nie rozumiał nic, nie wiedział co rzekł do niej. — Wnet na konie siadać znak dano.
Podprowadzono przygotowanego dla młodej pani, którego chłopak w barwie książęcej miał prowadzić.
Dosiadła go raźno, bez obawy, podniosła gło-