Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom II.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zbroja piękna dusić go, szata zawadzać. Szedł jak na stracenie, blady był...
Niewiasty patrząc szeptały — nie idzie on jak ten, co zabija, ale jakby sam na zabicie.
Za księciem postępowali panowie dworu, Miecznik, Ochmistrze, Podkomorzowie, Komornicy, Podczaszy, Łowczy, potem duchowni, Kanclerz, pisarze, dworzanie. —
Dwór jak królewski jaśniał od szkarłatu purpurowego i liljowego, przez Włochy ze wschodu i z wojen krzyżowych, przywiezionego do Europy.
Wspaniała pańska drużyna ciągnęła milcząca, zadumana, z pana swego biorąc posępne twarze i postawy dumne.
Świnka udał się do kościoła, gdzie na czele duchowieństwa narzeczonych miał czekać. Przemysław sam jechał ze swemi.
Namiot czerwony widać było w polu rozbity, a do koła pstry orszak księżnej, wozy, konie, ludzi, niewiasty w strojach nie tutejszych...
Książe raz i drugi trwożliwem rzucił okiem.. Koń mu się rwał naprzód żywo, on go wstrzymywał.
Około namiotu poruszać się zaczęło; rozstępywać, ustawiać.
Poprzedzający księcia trębacze zadęli wesoło. Przemysław stał już u wnijścia namiotu i ledwie zsiąść zdążył, gdy ujrzał przed sobą, wiedzioną przez starszą niewiastę — pobladł i zdrętwiał!