Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom II.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dnia tego niepokój księcia rósł i coraz się stawał widoczniejszym...
Na zwiady wysłany przez Świnkę ks. Jan, wróciwszy nic o narzeczonej powiedzieć więcej nie umiał nad to, że była młodą, piękną i na podziw — mimo oddalenia od kraju swego i rodziny, wesołą, śmiałą i swobodną.
Arcybiskupowi właśnie się to dobrem zdało, iż wesołością tą mogła ponurego pana rozerwać. Opowiadano jak ją bawiło wszystko co widziała i spotykała, jak była pokłonom rada, podarkom wdzięczna i jak szczebiotliwie rozmawiać próbowała z temi co naprzeciw niej byli wysłani.
Książe Przemysław wyjechać miał na spotkanie, gdy mu znak dadzą o zbliżającym się orszaku. Koń stał już dlań gotów, okryty oponą złotem szytą i rzędem sadzonym; rycerstwo mające towarzyszyć czekało w pogotowiu...
Po przywitaniu pod namiotem w polu rozbitym, księztwo jechać mieli obok siebie wprost do kościoła zamkowego, gdzie Arcybiskup połączyć ich miał i błogosławić.
Na to wesele uroczyste ziemianie poprzywozili żony swe i córki starsze, izby pełne były postrojonych dziwnie a z prosta choć bogato niewiast, nienawykłych do ubiorów tych, radych sobie, swym klejnotom, szubom, sukniom, łańcuchom, kolcom i oczom, co się na nich zatrzymywały.
Cały ten żeński tłum, obyczajem wieku trzymał