Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom II.djvu/063

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pozapalane ogromne pochodnie i duchowieństwo z katedry otaczało katafalk, śpiewając modlitwy za umarłych.
Pomimo starań, aby lice jej, które pobielono nie zdradzało tajemnicy straszliwej nocy, wyraz twarzy napiętnowany był nie spokojem konania, ale męczarnią. Dla nikogo nie było wątpliwem, że nieszczęśliwa Lukierda padła ofiarą jakiejś zbrodni, której przyczyn szukano wysoko.
Szemrano przeciwko księciu.
Przemysław całą noc tę straszną przesiedział w izbie swej, nie słysząc co mu donoszono, nie rozumiejąc co mówiono do niego.
Chociaż nie czuł się winnym tej zbrodni — miał ją jednak na sumieniu. Niebaczny wyraz jeden wyrzeczony w chwili zniecierpliwienia, niemka mu rzuciła w oczy jak policzek! Obwiniła jego o śmierć królowej!
Nad rankiem, jakby ocknąwszy się Przemysław, kazał Kasztelana przywołać do siebie.
— Gdzie jest niemka, Mina? — zawołał. — Jeśli znajdziecie ją, uwięzić.. jeśli zbiegła, szukać.. Jam nie winien tej śmierci! jam nie winien!
Powtarzał te wyrazy, któremi więcej się obwiniał niż oczyszczał, nie bacząc jakie czyniły wrażenie. Kasztelan natychmiast rozesłał pogonie, ale przewidzieć było można zawczasu, iż zręczna a śmiała niemka, dla której męzką odzież łatwo