Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Już zdala po zamku poznać było łatwo co się tu działo. Zbiegowisko ogromne najemnika zalegało do koła, łupy wrocławskie dzieląc, pijąc, grając w kości, a na rozbójniczą gromadę więcej niż na wojsko wyglądając.
Na wałach pod murami, na przedmieściach pełno było żołdactwa, które i zamek zajmowało.
Śmiała Mina gdy się potrafiła przedrzeć do środka, gdzie żadnego ładu nie było; — przedarła się też prawie gwałtem aż do izby, w której Łysy ze swą kochanką, grajkiem i błaznom pił a pokrzykiwał.
Zobaczywszy ją ni kobietę ni mężczyznę, bo do obojga była podobna; stary zrazu nie wiedział co poczynać, patrzał na nią a patrzał. Ta wprost do Sonki Dorenowej podszedłszy, przy niej siadła.
Odezwała się do niej po niemiecku.
— Tyś jego kochanka — wskazała na Łysego, no — a jam też polskiego księcia ulubiona. Powinnaś mi pomódz...
Rogatka dosłyszał.
— Zjesz licha niżeli ty albo i sam diabeł mu pomoże — krzyknął. — A po co lazł? ma to na co zarobił, niechaj łapę ssie.
Zaklął się po niemiecku. Tym czasem Mina po swojemu piękną Sonkę uchadzała.
Rogatka zżymał się niespokojny.
— Precz z nią ztąd! — wołał.
— No, to wsadź mnie z nim do więzienia! —