Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

krzyknęła niemka wstając — wsadź! będę siedzieć z nim razem!
— On żonkę ma, co tobie do niego?
— Jam mu więcej niż żona — odparła Mina. Słuchaj stary — i poklepała go po ramieniu — nie bądź zły... Ja go widzieć muszę.
— Oho! do jamy mu będę miłośnicę słał, ażeby lżej było siedzieć! Niedoczekanie! — zawołał Łysy poświstując.
— Mówże książe czego od niego chcesz! to ci dadzą!
— Czego ja chcę? albo to on nie wie! — krzyknął stary — ziemi chcę — musi mi jej dać dobry szmat... Mnie moja własna z pod nóg uciekła... synowcowie ograbili, lichwiarze w zastaw pobrali... Ludzie nademną nie mieli litości i ja nie będę jej miał nad niemi...
Niezrażona odpowiedzią tą Mina, zaczęła wrzaskliwie nalegać na niego, z napastliwością kobiecą... Sonka Dorenowa gorąco brała jej stronę.
— On ci tyle co inni nie zawinił — odezwała się, wiecznie go trzymać nie będziesz!
— On wcale wam nie zawinił, pochwyciła Mina, stryj kaliski gwałtem go pociągnął z sobą. Niechże on teraz go wykupuje.
— Wszyscy oni jednej miary i warci u mnie gnić w lochu, pod nogami — wrzasnął kubkiem stukając Łysy. — Mnie należało panować na Wro-