Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Rany straszne nie były, uspokojono księżnę, czynić też nie mogła nic, na stryja zdając wszystko, który musiał Przemka ratować.
Wcale inaczej wiadomość przyjęła Mina; jak tylko się o niewoli dowiedziała nie tracąc chwili, przebrała się po męzku, dobrała sobie ludzi kilku co się jej towarzyszyć ofiarowali, niemców samych, i tejże nocy puściła się do Lignicy.
Niewola u Rogatki lekką nie była, bo ten niezważał ani na dostojność, ani na powinowactwo, zamykał po lochach, głodem morzyć był gotów. Zły a zapamiętały, często nieprzytomny, mówił śmiejąc się, że aby z człowieka co wydusić, — potrzeba go dusić było.
Duszono też po najsmrodliwszych jamach pobranych więźniów, a Przemysławowi dostał się loch w Lignicy ciemny, w którym go niemcy dzień i noc strzegły.
Rogatka, który pierwszy uszedł z placu, teraz gdy mu się szczęście uśmiechnęło, odgrażał się, że więźniów głodem pomorzy, jeźli mu grzywien i ziemi nie dadzą.
Niemka zasłyszawszy gdzie pana szukać miała, w kilka koni wprost puściła się do Lignicy. — Wiedziała jako i drudzy jak Rogatka żył, i przez kogo doń trafić było można.
Z niemcami się ugryzając po niemiecku, dotarła do zamku, w którym Rogatka się znajdował a że mu się powiodło, szalał lepiej niż kiedy.