Przejdź do zawartości

Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/039

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dział młodego, tak razem szczęśliwym i niespokojnym.
Przypisywał to urokowi pierwszej rycerskiej wycieczki.
Trzeciego dnia przed świtem, unikając gorąca wymknął mu się Przemko, a stary zajął się podziałem i rozdaniem spędzonych trzód i zabranego niewolnika.
Łup był znaczny nie tak ze zdobytego zamczysku, jak ze wsi i zagród splądrowanych niemiłosiernie obyczajem wieku. Gnano ogromne stada bydła, owiec, koni, szły wozy pełne odzieży, sukna i płócien, a za niemi szli powiązani łykami i sznurami, jeńcy, których w oddalonych od granicy miejscach osadzano pod dozorem lub na zamkowe oddawano posługi.
Na saméj rubieży od Marchij brandeburskiej, w jednym z zameczków pobudowanych przez księcia, zwanym Niesłusz, siedział naówczas na straży jego, osiwały w wojnach Krzywosąd, jeden z Bolesławowych ulubieńców. Wielkiej tam pilności było potrzeba, nieustannego czuwania; zdziwił się więc mocno książe, gdy go ujrzał przybywającego do Kalisza w kilkanaście koni.
Uląkł się, czy mu Sasi gródka nie wzięli, mszcząc się za spustoszenia ale Krzywosąd przybywał nie potłuczony, w całej zbroi, z jasną twarzą.
— A cóż ty mi stary przynosisz? — zawołał