Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Poezye tom 2.djvu/066

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jeżeli znajdzie wojsko, na wałach gotowe,
Powiedzą żem już rozum straciła i głowę,
W niedołężnéj starości, wszystkiego się boję,
I wśród ciszy do koła, uzbrojona stoję.
Kiedy nikt mnie napadać nie miał nawet myśli.
Każę puścić! — A jeśli w złych zamiarach przyśli?
Napadną mnie! — zrabują! — o! Boże mój! — Boże!
On to zrobi — tak, pewno — nie — to być nie może
Tak — nie — Nawet nikogo nie znajdę do rady,
Nienawidzą mnie wszyscy — słudzy i sąsiady —
Wszyscy — tak — Córka nawet — dziecię mych wnętrzności.
Choć pokorna na pozór — skarbów mi zazdrości,
Chciałaby wybiedz na świat i wybiedz nie może,
I przeklina u schyłku dni mojéj starości —
Nikt dopomódz mi nie chce — tyś opuścił Boże!

(chodzi)

O! nie — nie — nie, choć stara, choć słaba kobiéta
Znam jednak ludzkie serca, znam ludzkie zamiary —
Znam was — Każdy bez zgryzot, cudze dobro chwyta,
Niczém dla was łzy cudze, życie i ofiary. —
O! znam was — ! póki wieku Pan Bóg mi przedłuży
Nie wyzuje mnie żaden z dziecięcia i włości,
I nim dokończę mojéj po świecie podróży,
Was śmierć porwie bez siwych włosów i starości.

(porywa się)

Ja płaczę — oni może do wrót zamku biegą —