Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

było; sam jednak Tołoczko się domyślił, że ciekawą być musiała.
— Nietykszy matka nie puszcza od siebie — rzekł z uśmiechem — gwałtem go żenić chce, ale dotąd się jej nie udało.
Bietka milczała.
— Panny wszystkie piękne a dobiera mu majętnych — mówił otwarcie gość — ale on na żadną patrzeć nie chce.
Z rumieńcem na twarzy słuchało dziewczę, gdy Tołoczko wyliczał jej wszystkie znajome sobie na wydaniu panny, opisując jak wyglądały.
— Już to — rzekł — żadna tam niestraszna, krom panny Ponikwickiej, bo ta i piękna jak anioł... choć od was niepiękniejsza — poprawił się Tołoczko — i trzy wsie ma posagu a gotówką, mówią, kilka jeszcze tysięcy. Stara Nietykszyna jej krewną, więc ją do siebie do domu zabiera i po całych tygodniach trzyma. Choć syn na polowanie jeździ i wymyka się, przecież czasem w domu siedzieć też musi...
Puścił się tak Tołoczko niepotrzebnie w opowiadanie, którego ani jednem słowem nie przerywała Bietka, ale gdy skończył, pożegnał się i odszedł, głowa się jej zakręciła, łzy rzuciły i zemdlała.
Trwało to chwilkę tylko. Wstała mężną, a że po płaczu nigdy oczu umywać nie miała zwy-