Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wzdychał do pięknej panny Duret, a że des Essarts nad fraucymerem panowała, nadskakiwał jej, co wszystko szło marnie. Obok panny Duret, tych fantazyj w postaci panien, wdów, mężatek, ex-kardynał tyle razem żywił, iż gdy mu się tu nie powodziło, miał się gdzie pocieszyć.
On i książe Karol brat jego, były to dwa tak sprzeczne charaktery, iż z sobą w parze nigdy iść nie mogły. Biskup wrocławski siedział zamknięty, modlił się, pisał sam wszystkie domu swojego rachunki, sprowadzał do ogródka drzewa, cebule z Holandyi, nasiona, niekiedy sam kopał grządki, od ludzi stronił, czasu wiele spędzał na nabożeństwie, a na kobiety patrzeć nawet nie chciał. Nigdy się do żadnej nie zbliżył.
Jedyną wadą jego charakteru było, że się czasem unosił gwałtownie, a naówczas zapominał aż do ostateczności.
Jan Kazimierz niespokojny, zgorzkniały, skwaszony, zazdrośny, kapryśny, coraz pragnący czegoś innego, był prawdziwem utrapieniem dla tych, co z nim obcować musieli. To też na zamku teraz panowało zamięszanie i prawdziwa wieża Babel. Jedna królowa powagą swoją czasami umiała powściągnąć Kazimierza, który ją szanował i był posłusznym.
Ponieważ król chorzał ciągle i nikt mu długiego nie obiecywał życia, bo najmniejsza nieostrożność mogła wywołać przesilenie choroby