Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

trowanie się wojsk i powoływanie ich pod Warszawę...
— Popłoch panuje w mieście — mówił dalej Kazanowski — przywożą go z sobą senatorowie. Widziałem z nich wielu, bo śpieszyli do mnie o czemś się dowiedzieć. Starałem się ich uspokoić.
— Nie potrzeba było im dawać się łudzić — wtrącił król — nie czas już
Ja, ty, wszyscy winniśmy mówić otwarcie, że wojna jest nieuchronną, że ja jej żądam dla dobra i sławy rzeczypospolitej. Poniosłem ofiary, gotówem do nowych, nie odstąpię.
Król drżał cały mówiąc.
— Potrzeba przygotować do tego umysły.
Przerwana została rozmowa. Oznajmiono Ossolińskiego. Kazanowski spokojnie usunął się nieco na stronę. Kanclerz wszedł poruszony i jakby się śpieszył.
— Szczęście to, żeśmy się W. Król. Mości doczekali — począł całując podaną rękę. — Jesteśmy oblężeni pytaniami niedorzecznemi, panika powszechna. Senatorowie przybywają zrozpaczeni, a pierwszem ich słowem — Wojna?
Z uśmiechem wymuszonym przerwał Władysław Ossolińskiemu.
— Potwierdźcie to im, nieuchronna!
Kanclerz jakiś czas stał namyślając się.
— Ogólne usposobienie najgorsze — rzekł — taić tego niemożna.