Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/054

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wiecie czego ja tak mocno pragnę? — rzekł. — Nigdy polityczne konstellacye się nie składały lepiej przeciwko turkom jak teraz, aby ich wygnać z Europy. Ja chcę zdobyć dla Polski chwałę dokonania tego czynu.
Wy jesteście przeciwko wojnie?
— Tak jest — odparł Radziwiłł.
— Dlaczego?
— Dlatego, że cały kraj jest przeciwko niej, N. Panie.
— Szlachta nie rozumie nic — przerwał król — ja biorę to na odpowiedzialność moją. Nie przeszkadzajcie mi, macie wpływ, możecie wiele, proszę was, uczyńcie to dla mnie.
— N. Panie — zawołał kanclerz z żywością wielką — gotów jestem służyć wszystkiem co mam W. Król. Mości do ostatniego tchu mego, ale bez wiadomości senatu i rzeczypospolitej, ani W. Król. Mości, ani nam ważyć się na takiej doniosłości postanowienie podobna nie jest.
Zmięszał się król i wyjąknął.
— Senat pójdzie za inicyatywą.
Zamilkł potem i smutnie zwracając się ku Radziwiłłowi, dokończył.
— Wierzaj mi, jakieś fatum mnie ciągnie ku tej wojnie. Marzyłem o niej od młodości. Ziszczają się najdawniejsze pragnienia... muszę...
Kanclerz na to nie umiał nawet odpowiedzieć.